Jak może czuć się zdrajca, stojąc przed jedynym synem martwych przyjaciół, tyle lat po ich śmierci?
Gdy patrzę na młodego Jamesa Pottera pierwszy raz, dziesięć lat po jego śmierci, czuję wyrzuty sumienia.
Nie, to nie jest James – tłumaczę sobie w myślach. - Czy ten głupi rudy bachor nie mógł znaleźć innego przedziału?
Weasley trzyma mnie w swoich spoconych, ciepłych dłoniach. Stoimy w drzwiach przedziału, w którym znajduje się jeszcze jeden chłopiec.
Nie widzę jego twarzy. Może po prostu nie chcę widzieć?
Swoimi szarymi, szczurzymi oczami przyglądam się niskiemu, chudemu dziecku z rozczochranymi, kruczoczarnymi włosami, które chyba nigdy nie miały kontaktu ze szczotką czy grzebieniem.
Rozpoznaję go. James Potter.
Jedenastoletni James Potter podchodzi do stołu Gryffindoru, przy którym dopiero co usiadłem. Zamienia kilka słów z Syriuszem, po czym mi się przedstawia. Prócz niego, Blacka i mnie w dormitorium mieszka jeszcze Remus. Robimy swoje pierwsze, głupie żarciki. Nazywani jesteśmy Huncwotami. Filch nas uwielbia, a szkolna pielęgniarka nie może doczekać kolejnej wizyty.
Dwunastoletni James Potter dowiadujący się o wilkołactwie Lupina. Z jego twarzy można odczytać tylko wielką troskę o przyjaciela. Niedługo potem podejmujemy jedną z ważniejszych w naszym życiu decyzji – zaczynamy uczyć się animagii. Na dodatek w połowie roku zwalnia się miejsce ścigającego – zajmuje je oczywiście James, dumny z miejsca w Gryfońskiej drużynie quidditcha.
Trzynastoletni James Potter z nieukrywaną radością patrzy na Mapę Huncwotów – możemy teraz śmiało chodzić nocą po zamku, nie martwiąc się, czy nie natrafimy na Filcha. Odnosimy pierwsze sukcesy w animagii. Stajemy się Glizdogonem, Łapą i Rogaczem.
Czternastoletni James Potter i nasza pierwsza pełnia, podczas której towarzyszymy Lunatykowi. Od tamtego czasu jest to tradycja – Remus nigdy nie chodzi już sam do Wrzeszczącej Chaty. Nasze nocne wyprawy pozwalają nam lepiej poznać Hogwart i okolice, w związku z czym cały czas dopracowujemy naszą mapę.
Piętnastoletni James Potter znowu odrzucony przez prefekt Evans. Zbytnio się nie przejmuje, mamy Smarkerusa na pocieszenie. Odnosi kolejne triumfy jako ścigający, w szkole jest bardzo znany i lubiany.
Szesnastoletni James Potter zostaje kapitanem Gryfonów w quidditchu. Pierwszy mecz to porażka, następne doprowadzają do zwycięstwa - Dom Lwa po czterech latach odbiera Puchar Hufflepuffowi. I chyba właśnie wtedy widzimy po raz pierwszy szczery uśmiech McGonagall skierowany w naszą stronę.
Siedemnastoletni James Potter to już inny człowiek niż jeszcze rok temu. Poplecznicy Voldemorta wymordowali większą część jego rodziny. Rogacz dorósł, a my razem z nim. Huncwoci nie spędzają już tyle czasu na nękaniu Snape'a czy dokuczaniu pierwszorocznym. Nawet Evans postanawia dać Jamesowi szansę – po tylu latach w końcu umawia się z nim na randkę.
Dwudziestojednoletni James Potter i nasze ostatnie spotkanie. Tylko on, Lily, Syriusz i ja. Jest smutny, co jakiś czas rzuca tylko wymuszone, ciepłe spojrzenie w stronę śpiącego w łóżeczku Harry'ego. Odkąd ten tylko przyszedł na świat, Rogacz poświęcał mu każdą wolną chwilę.
Ale Jamesowi Potterowi nie dane będzie nacieszyć się synem. Tego samego dnia podejmuje z żoną najgorszą decyzję w całym swoim krótkim życiu – to on, Glizdogon zostaje Strażnikiem Tajemnicy.
Te wszystkie obrazy stają mi przed oczami, do których w jednej chwili napływają łzy.
Patrzę jeszcze raz w stronę młodego Jamesa Pottera. Przygląda się mi uważnie.
Ale to nie są te brązowe oczy, które tak często towarzyszyły mi podczas szkolnych wypraw.
Przeklęta zieleń. To nie jest Rogacz.
Nagle zdaję sobie sprawę, że na wszystko jest już za późno. Czuję niewyobrażalną, bolesną pustkę.
Nie ma trzydziestojednoletniego Jamesa Pottera. Pozostał tylko zimny pomnik na cmentarzu w Dolinie Godryka.
Łzy płyną mi do oczu. Mam ochotę zmienić się w człowieka. Krzyczeć. Płakać.
Mimo to spokojnie spoczywam w rękach Weasleya. Jestem śmierciożercą, jestem lepszy, nie będzie mi żal jakiejś szlamy i jej mężunia.
W sumie jest to bardziej o Jamesie Potterze, niż o Glizdogonie. Brakowało mi tutaj opisu emocji Petera, które towarzyszyły mu we wspomnieniach. Wszystko opisałaś ładnie, ale tak dość... chłodno. On miał tyle lat, to zrobił. Potem miał tyle i zrobił tyle. Brakowało mi jakiś wtrąceń typu "nie podobało mi się to, ale James z Syriuszem się uparli", czy coś. Dopiero przy końcówce widać uczucia Glizdogona.
Za to olbrzymim plusem jest pomysł. Szczerze mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się, co musiał poczuć Peter, gdy pierwszy raz zobaczył Harry'ego, jak słusznie zauważyłaś, tak podobnego do ojca. Niesamowite. I nawet widać było trochę na początku ten strach szczurka, że to James, jedenastoletni James. Dopiero na końcu zauważa jego oczy. Naprawdę dobrze początek i koniec przemyślałaś. Strasznie mi się ten zabieg podobał.
I oczywiście ostatnie dwa zdania. Takie smutne. Zgrabna miniaturka, która daje do myślenia ;D